Pierwszy Segway, to jedno z urządzeń, które wiele lat temu promowane było wśród klasy biznesowej. Nawet papież i polski prezydent miał okazje je przetestować. Duży pełnowymiarowy łazik na kółkach tej firmy, to koszt ośmioletniego używanego samochodu osobowego. Szybko może zniechęcić do zakupu nawet bardziej majętne osoby. Jednak nowa wersja (iBoard lub Hoverboard) jest dużo tańsza i co ważne niemal równie praktyczna. Pod warunkiem, że macie prostą niedziurawą drogę.
Dane techniczne deski prezentują się całkiem imponująco. Możemy rozpędzić się z nią na 12km/h a maksymalny zasięg urządzenia oscyluje wokół 20 kilometrów. Waga użytkownika wraz z obciążeniem jakie może ze sobą mieć, to 120 kilogramów. W to akurat nie uwierzę ponieważ w sieci widziałem dowód na dużo wyższą wytrzymałość. Chyba, że na popularnej stronie aukcyjnej ktoś sprzedaje podrabiane deski a te oryginalne hoverboard są w stanie unieść ponad 200 kilogramów. Macie tutaj dowód ich wytrzymałości.
Mini Segway kosztuje około 2 tysięcy złotych. To wciąż duża cena, ale w porównaniu z wersją standard z kierownicą, to prawie żadne pieniądze. Co z tym robić? Jeździć. Korzystać jak z nowej opcji transportu, ale nie przesadzać. Po to mamy nogi by na nich chodzić. A ciągłe stanie i przechylanie się do przodu, to żadna aktywność fizyczna dla ciała. To niezły prezent dla dziecka (pod warunkiem, że macie spore oszczędności lub zarobki). Oprócz tego możecie wykorzystać go praktycznie. Na przykład mając złamaną nogę lub skręconą kostkę. Brzmi to dziwnie, ale mini Segway, to jeden z ciekawszych gadżetów zmotoryzowanych na rynku. Problem tkwi w jego cenie. Niewiele rzeczy możemy z nim zrobić. Jest to taki mały skuter, którym możemy poruszać się po chodniku. Gruba guma w oponach pozwoli poruszać się po każdej, nawet mokrej nawierzchni. Niemniej jednak duże dziury mogą powodować duży dyskomfort w czasie jazdy. A trzeba pamiętać, że deska korzysta z waszego zmysłu równowagi.